Ty też możesz…

Szanowne Panie! Drodzy Panowie!

Niniejszy tekst jest o kobiecie i kierowany jest przede wszystkim do kobiet. Jednakże mam nadzieję, że Panowie również go przeczytają i zachęcą swoje partnerki, żony, ukochane do spróbowania swoich sił na siłowni.

PREHISTORIA

Moja historia nie jest naznaczona niczym szczególnym. Pochodzę z rodziny, w której zawsze jadło się dużo, dobrze i bardzo często dość kalorycznie. Jako dziecko chodziłam do szkoły podstawowej o tzw. profilu sportowym, jednakże sportu i ruchu nie lubiłam. Przyznam jednak, że z zazdrością patrzyłam na moje koleżanki i kolegów, którzy jeździli na zawody w sprintach lub innych dyscyplinach. Ja zawsze byłam dzieckiem dość grubym, z dużym apetytem, unikającym WF-u, gdy tylko nadarzyła się okazja. Od zawsze kochałam jednak konie i jazdę konną, co nauczyło mnie dyscypliny, tak przydatnej na późniejszym etapie mojego rozwoju. Jako nastolatka przeżywałam swoje dramaty związane z przemianą mojego ciała oraz z ciągle rosnącą wagą. Szukałam przyczyny tego, dlaczego nie wyglądam tak jakbym chciała oraz rozwiązania, jak temu zaradzić. Zaczęłam od przeróżnych diet, bardzo nisko kalorycznych, wegetariańskich, wegańskich, jednoskładnikowych itd. itp. Nawet zaczęłam ćwiczyć – jogging, basen, niewiele, bo tego nie lubiłam. Efekty były, ale po chwili znikały, ponieważ wszystko, co robiłam, nie miało sensu. Wtedy o tym nie wiedziałam, że taki stan nazywa się „efekt jo-jo”.

Studia niewiele również zmieniły w moim stylu życia i odżywiania. Oczywiście, niski studencki budżet nie pozwalał na kulinarne szaleństwa, więc było w nim to, co jest koszmarem dietetyków – zupki chińskie, słodkie owocowe jogurty, pizza z mrożonki, alkohol (w bardzo dużych ilościach), słodycze w każdej postaci i tak dalej i tak więcej… Sportu w zasadzie brak, jazda konna niezmiennie, natomiast na cokolwiek więcej brakowało czasu (dwa kierunki studiów jednocześnie nie pozostawiają go wiele) i chęci (no, wiadomo). Na tle mojej aktywności fizycznej bieganie za autobusem to było już cos! Na takim „jo-jo” minęło kolejnych kilka lat. Zaczęłam pracować a to, jak wiadomo, przynosi kolejne wymówki w postaci braku czasu, stres oraz zupełnie osiedlenie za komputerem. Kupno samochodu spowodowało, że już nawet za autobusem nie biegałam.

Gdzieś po drodze chorować zaczęli rodzice – kłopoty z krążeniem, cukrzyca, nadciśnienie, cholesterol. W pracy ciągły stres i coraz więcej obowiązków, problemy ze snem. Dieta?? Tak, kawa rano, kawa w pracy, jakieś jabłko z jogurtem w ciągu dnia, gonitwa. A waga? Stabilnie, powoli, spokojnie w górę, z miesiąca na miesiąc… niepostrzeżenie przestałam się mieścić w moje spodnie, bluzki zrobiły się za ciasne, trzeba było kupić nowe. Na szczęście w mojej głowie zaczęły się pojawiać przebłyski świadomości, że tak dalej być nie może. Wtedy myślałam, ze odżywiam się zdrowo, nie obżerałam się, mięsa nie jadłam (a jak wiadomo dieta wege/lactowege jest najlepsza), miałam swoje zachcianki i słabości – pizza, alkohol i słodycze.

unnamed (16)

(fot.public domain)

PRZEŁOM

Pewnego dnia tak po prostu kupiłam buty do biegania, nałożyłam jakiś dres i wyszłam biegać. W końcu tyle osób biega, jest dzięki temu szczupłym, to ja też mogę! Długo nie pobiegałam (nienawidziłam tego przecież), zmęczyłam się tak, że nie mogłam złapać oddechu. Pomyślałam, że jeśli tak będzie codziennie to mega dramat. Na szczęście w pracy miałam przyjazną duszę – Ewę. Ona zawsze była ruchliwa, lubiła sport i szukała kolejnych wyzwań, czegoś nowego do spróbowania. No, ale generalnie nie aerobik, bo to nuda takie machanie rączką i nóżką w prawo i w lewo. Pomyślałam, ze ma racje, sama nigdy za stepami, aerobikami itp. nie przepadałam. Ewa postanowiła się zapisać na siłownię – taką prawdziwą siłownię z ciężarami, maszynami i najprawdziwszymi mężczyznami dookoła. Zaczęła mnie namawiać i po jakimś czasie stwierdziłam, że dlaczego nie. Będę chodziła z koleżanką, zawsze to lepsza motywacja. I tak trafiłam do BellaLine w Toruniu, gdzie trenerzy rozpisali mi plan ćwiczeń. Tak, tak, takich prawdziwych ćwiczeń na siłowni. Wytłumaczono mi, jak używa się maszyn, nawet skonsultowano dietę. Uważali, ze jem za mało białka. Dla mnie wiązało się to z jedzeniem mięsa więc pomysł długo odrzucałam.

Tak na siłowni minęły mi około 2 lata. Spodobało mi się, że te ćwiczenia nie są dla mnie skomplikowane, że wcale nie muszę biegać na dworze, żeby móc zmienić moje ciało. Cudu nie było, nie stałam się wiotka i szczupła, pozbawiona cellulitu od pierwszego wejścia na siłownię – to nie tak się odbywa. Moje ciało szybko zareagowało na ćwiczenia, zrobiło się jędrniejsze, ale waga stała w miejscu, aż w końcu zaczęła rosnąć.

Zmartwiłam się, ale nie poddałam. Zaczęłam szukać przyczyn. Po drodze, zaczęłam więcej czytać o sporcie, fitnessie, a przede wszystkim o ćwiczeniach na siłowni. Dowiedziałam się, że kluczem do sukcesu jest dieta. Jak to w życiu jednak bywa, od teorii do praktyki nieraz jest dość duży dystans i musi sporo czasu upłynąć, aby teoria zaistniała w praktyce. Tak było ze mną.

NA POWAŻNIE

Dopiero na początku 2012 r. postanowiłam, ze zabieram się za siebie na poważnie. Zrobiłam badania krwi. Pani doktor stwierdziła, że się głodzę! Tak, tak, ja ta, która ma nadwagę (wtedy ok. 75-80kg przy wzroście 163 cm) ma wyniki badan krwi jak ktoś, kto nic nie je. Lekarka uświadomiła mi, że mimo, że moja dieta wygląda na zdrową (w końcu wege!), to przede wszystkim jem za mało, przez co mój metabolizm (spalanie kalorii) jest niski. W praktyce oznaczało to, że mój organizm zamiast spalać nagromadzony tłuszcz przy niskokalorycznej diecie robił wszystko, aby zwiększyć poziom tkanki tłuszczowej – walczył ze mną, która ćwiczyła i się głodziła, płacząc po nocach, że efektów nie ma. Co więcej, wygrywał ze mną – bo przecież matka natura nie chce pozwolić na to, abyśmy umierali z głodu i wycieńczenia, dlatego uważa, że aby nas chronić potrzeba nam tkanki tłuszczowej – duuuuuuzo tkanki tłuszczowej…. Wniosek – im restrykcyjniejsza dieta, im intensywniejsze ćwiczenia (na tamtym etapie chodziłam 5 razy w tygodniu na siłownię i tyle samo ćwiczyłam cardio, po ok. 30-45 min za każdym razem), tym szybciej metabolizm zwalnia. Moja dieta miała ok. 1000 -1200 kcal.

DIETY

Za namową pani doktor zaczęłam szukać dietetyka. W Warszawie nie było z tym większego problemu. Dostałam ułożony piękny plan diety… Niestety kompletnie nierealistyczny – żeby jeść, to i tyle, co nakazał dietetyk musiałabym wydać fortunę, później całymi dniami stać przy kuchni i gotować, a na koniec połowę zakupionych produktów wyrzucić, gdyż w planie na tydzień był np. serek wiejski (1/2 opakowania) – przy czym druga ½ opakowania już w tym samym planie się nie pojawiała. Szukałam dalej. W końcu trafiłam na „diety przez Internet”. W swoich reklamach mówili, że będę mogła jeść dużo, że plany są zbilansowane i spersonalizowane a do tego mogę dokupić plan ćwiczeń na siłowni ułożony przez profesjonalnego trenera!! SUPER pomyślałam, o to chodziło!! Faktycznie plan okazał się zbilansowany, co więcej realny do utrzymania, ćwiczenia trochę za lekkie wiec robiłam te, które ja uważałam za słuszne. W ten sposób w kilka miesięcy, stopniowo udało mi się schudnąć do wagi 68kg! Byłam przeszczęśliwa!! I wtedy dostałam prace moich marzeń we Francji, spakowałam manatki i kota i wyjechałam na podbój nowego świata!

FRANCJA

We Francji usilnie starałam się kontynuować moje plany. Z ćwiczeniami szło mi całkiem nieźle, zapisałam się na siłownię, chodziłam tyle samo razy, co w Polsce. Z jedzeniem był problem. Niestety nie ma tutaj wszystkich odpowiedników polskich produktów, a do tego pokusa, aby spróbować lokalnej kuchni jest nieziemska. Dodam do tego, że kultura jedzenia we Francji to w dużej mierze kultura wychodzenia do restauracji. Dlatego też ciężko było poznać nowych ludzi i ten nowy dla mnie kraj bez tego wszystkiego. Po drodze czekał mnie jeszcze egzamin na radcę prawnego, czyli dużo stresu. Dieta ucierpiała, ja też – moje ciężko utracone kilogramy wróciły dwa razy szybciej niż się ich pozbyłam, mimo że nadal chodziłam na siłownię i robiłam moje ciężkie ćwiczenia (niestety moje ciało już je za bardzo znało i przyzwyczaiło się do nich, dlatego jakikolwiek postęp został zatrzymany, a następnie konsekwentnie w połączeniu ze złą dietą, odwrócony. Dołożyła się do tego jeszcze depresja i kłopoty z facetami (ich brakiem przede wszystkim). Tak minął 2013 r. a ja dobiłam do 83kg na wadze.

unnamed (11)

(fot. archiwum autorki)

JESZCZE RAZ

W Sylwestra 2014 postanowiłam wrócić do mojego serwisu online z dietą i ćwiczeniami. Dostosowałam ją sobie do tego, co mogłam kupić we Francji, ograniczyłam wyjścia do restauracji i spożywanie alkoholu.

IMG_2249

(fot. archiwum autorki)

Zgodnie z zaleceniami dietetyka piłam więcej wody, chodziłam na siłownię, po ćwiczeniach siłowych robiłam cardio – 30-45min. Znowu chudłam, stopniowo. Po 6 miesiącach osiągnęłam 65kg. Moja radość była przeogromna. Przyćmiona jedynie tym, że na moim brzuchu pozostała rozciągnięta po długotrwałym „jo-jo” skora. Ćwiczyłam dalej, waga stała w miejscu, już spadać nie chciała. Skóra bardzo powoli się napinała. Ja szukałam – szukałam, co zrobiłam źle, że moja przemiana nie wyglądała, jak przemiana tych pań w internecie.

EUREKA! FIGHTER DIET

ZNALAZŁAM!!! Moja dieta i ćwiczenia nastawione były wyłącznie w kierunku utraty tkanki tłuszczowej, ale niestety przy tym procesie nieuniknionym jest, że mięśnie, które posiadamy tez stracimy. Szukałam więc dalej. Moim celem było wtedy pozbycie się obwisłej skory na brzuchu i wyrzeźbienie jędrniejszego ciałka, czyli zbudowanie mięśni. Tak, tak – tylko dzięki tkance mięśniowej skóra nam nie będzie smutno zwisać, a cellulit zmniejszy się lub całkiem zniknie z powierzchni ud i pośladków! Tym sposobem znalazłam Pauline Nordin i jej FighterDiet!!

Ta dziewczyna jest niesamowita!! Zawsze lubiłam silne kobiety, od dziecka fascynowała mnie postać grana przez Demi Moore – G.J. Jane, w końcu zobaczyłam ją – prawdziwą G.J. Jane (z długimi włosami – jednak J ): http://fighterdiet.com/pauline/ Zaczęłam czytać, jestem takim małym geek’iem, jeśli cos mnie interesuje, to przekopie biblioteki i internet, żeby dowiedzieć się maksymalnie dużo o danym temacie. Kupiłam jej ebooki – „The FDXreme” oraz „The Concept”. I mogę powiedzieć, że się zakochałam!! W końcu znalazłam system, który pozwalał mi jeść dużo (jak wspominałam apetyt zawsze miałam ogromny z natury i cierpiałam przy moich niskokalorycznych dietach), jeść dużo warzyw, a nawet jeśli tylko chce to w wersji wege i budować mięśnie bez konieczności tycia (bez faz masy i redukcji, wg. polskiej terminologii kulturystycznej). To było to!! Po kilku miesiącach (tak, tak, progres tutaj trwa długie tygodnie!!!) widziałam, jak rośnie moja siła, jak z każdym dniem mogę więcej. Z każdym dniem chciałam też więcej, bo apetyt w sporcie rośnie w miarę jedzenia. Chciałam się dowiedzieć, jak mogę przybliżyć mój wygląd do wyglądu osoby startującej w zawodach bodybuildingowych.

CHALLENGE

Pauline na swoim profilu zaczęła wtedy akcje „Summer Shred challenge”, widziałam jak panie (bo choć planowany jest challenge mixed obecnie panowie i panie maja osobne wyzwania i osobne grupy) z osób otyłych i bardzo otyłych zmieniały się w osoby bardzo sprawne, bardzo fit, szczęśliwe, uśmiechnięte! Żałowałam, że nie dołączyłam do pierwszego challenge, kolejnych już nie odpuściłam! Moim pierwszym był „ButtBible challenge”, gdyż uważałam, że oprócz brzucha, moje pośladki i nogi wymagają natychmiastowej reakcji. Nie zawiodłam się!

unnamed (13)

(fot. archiwum autorki)

Trening 12 tygodniowy, rozpisany, dieta, refeed niebo na ziemi, ale o tym, dla zainteresowanych tutaj: http://fighterdiet.com/blog/athletes/fighter-diet-refeed-101/ ), pomoc moderatorów i dyskusje o ćwiczeniach, odchudzaniu i budowaniu mięśni z sama Pauline!

To uzależnia, w takim pozytywnym sensie! FighterDiet to nie dieta, skoro jem ponad 1kg samych warzyw dziennie, a do tego jeszcze sporo innych rzeczy i nie chodzę nigdy głodna, nie nazwę tego dietą! To obecnie już styl życia! Zdrowy styl życia!!

Zapytacie, czego się nauczyłam podczas mojej transformacji, w skrócie powiem, że:

1) To nie prawda, że nie możesz/nie masz czasu/ masz na głowie dom i dzieci – jak chcesz to możesz! Ja nie mam dzieci, ale w challenge są matki, które mają ich po 4 – to one dla mnie są największą motywacją – skoro one mogą to ja nie?

2) to nie prawda, że siłownia jest tylko dla mężczyzn – wybacz, ale nie masz tyle testosteronu, aby zamienić się w faceta po kilku sesjach na siłowni! Sorry! Jeśli ktokolwiek Ci powie, że mając mięśnie wyglądasz jak facet, to mu odpowiedz, że jak zacznie więcej brać na klatę to też tak może wyglądać – w końcu ani bycie kobietą, ani bycie facetem, to żaden wstyd!

unnamed (8)

(fot. archiwum autorki)

3) musisz mieć w sobie dużo cierpliwości – my kobiety lubimy jak widać efekty szybko! Niestety, jeśli efekty mają być trwale, musi to trochę potrwać! Bądź cierpliwa! Mam nadzieje, że do tego przekonała Cię moja historia bycia niecierpliwą – nie powtarzaj moich błędów!

unnamed (10)

(fot.public domain)

4) Motywacja – raz jest, raz jej nie ma. Nie licz na to, że będziesz codziennie 100% zmotywowana, aby zrobić trening czy trzymać się planu jedzenia. Tak nie będzie! Kluczem do sukcesu jest WYTRWAŁOŚĆ! Motywację możesz pobudzać, dając sobie małe prezenty – jeśli np. uda mi się zobaczyć kolejny kg mięśni na mojej wadze, to kupuję sobie fajne ubranie, np. sukienkę wieczorowa, albo szpilki! Małe a cieszy!

5) Jeśli myślisz, że hantle o wadze 1-3 kg (te takie różowe) cokolwiek zdziałają jesteś w błędzie – aby zbudować mięśnie, co jest kluczem do podniesienia poziomu metabolizmu (im więcej mięśni, tym lepszy metabolizm i więcej kcal spalasz w tzw. fazie potreningowej, gdy pracujesz, uczysz się itd.)! Co dla każdego jest ciężkie, to indywidualna sprawa – dla mnie ciężkie nie jest już wyciskanie na ławeczce handelków po 20kg, ale dla osoby początkującej będzie to zabójczy ciężar. Jeśli nie wiesz, od jakiego ciężaru zacząć – powiem tak – jeśli hantelki, które bierzesz do ręki są lżejsze niż Twoja torebka, która nosisz do pracy, to hatelki są zdecydowanie za lekkie. Idź wyżej, nie musisz zaczynać od najniższych, zacznij tam, gdzie czujesz, że Twoje ciało się wysila. Pilnuj przy tym poprawnej formy wykonania ćwiczeń! (Spytaj trenera na siłowni – na pewno pomoże!!);

44826149-db32-4ef2-bdcc-09cfe4e750e7

(fot. archiwum autorki)

  1. Jeśli myślisz, że ćwiczenia Chodakowskiej to ćwiczenia bez ciężarów – to jesteś w błędzie!!! Poza normalnym cardio, Ewa każe Ci ćwiczyć używając do tego tylko Twojego ciała, żadnych (lub prawie żadnych) dodatków, ale pomyśl – ile dzisiaj ważysz? 70kg?? Tzn. że, jeśli zrobisz pompkę tak jak to jest w programie, to podniesiesz z podłogi 70kg – mało??? J
  1. CARDIO – NIGDY, ale to powtarzam NIGDY samo cardio nie wystarczy, żeby wyrzeźbić piękne i jędrne ciało – SIŁOWNIA jest niezbędna! Sorry fanki zumby i innych skakanek – zumba jest ok, aby sobie potańczyć i poprawić samopoczucie, natomiast, gdy chcesz zrzucić 20kg to niestety nie pomoże! Dodam, że są osoby, które w ogóle cardio nie potrzebują lub potrzebują go w minimalnych ilościach – proszę poczytaj czym jest tzw. „SKINNY FAT” (np. tu: https://www.facebook.com/FDfighterdiet/posts/10151435461549209?stream_ref=5 ), czyli osoba, która z wyglądu nie jest osoba otyła, ale poziom jej tkanki tłuszczowej w proporcji do tkanki mięśniowej jest tak duży, że mimo, że taka osoba wygląda na szczupłą, w rzeczywistości jej narządy wewnętrzne są otłuszczone! Potrzebuje ona mięśni, aby ten tłuszcz spalić i uzyskać jędrne ciałko – NIE CARDIO!

001f894b-2329-46b9-b075-5e664d0c7c88

(fot.public domain)

  1. Twoje ciało będzie dążyło do zachowania tłuszczu, który masz, będzie myślało, że chcesz się „zabić” robiąc te wszystkie ćwiczenia. Musisz je stale dopingować do rozwoju – zmieniać program ćwiczeń, modyfikować dietę, czasami nawet się oszukiwać.
  1. Poszukuj, czytaj, inspiruj się innymi – ja znalazłam Pauline i jej programy – mi to odpowiada, Tobie nie musi! Dzisiaj tyle osób publikuje wartościowe informacje na swoich fit-profilach na facebooku, prowadzi blogi, tweety, instagramy, że dostęp do informacji i możliwości wybrania tego, co Tobie będzie odpowiadało uważam za nieograniczony! Ja mogę Ci polecić: Akop i Sylwia Szostak, Natalia Gacka i jej odchudzanie bez kitów na youtube, Katarzyna Dziurska – Trener Personalny, bodybuilding.com (jeśli znasz angielski), Testosteron Nation (tez na fb), dla mam polecam profil Chrisitina Vargas, która jest gwiazda fitness w USA i obecnie wraca do formy po porodzie, Michelle Lewin, Simeon Panda!
  1. NIE PODDAWAJ SIĘ! Czy podejmiesz decyzje o zmianach, czy tez nie, życie będzie się toczyło dalej. Natomiast wyłącznie od Ciebie zależy jego jakość – wybierz mądrze, wybierz ZDROWIE – bo o nie tutaj przede wszystkim chodzi!! Piękna sylwetka to tylko dodatek!

Nie mówię, ze będzie łatwo – Mówię, ze będzie ciężko – ale WARTO!!

unnamed (7)

(fot. archiwum autorki)

11222641_10207025692902524_7195959818956493201_n

Autor: Agata Bzdyń – 33 lata, 163cm, obecnie 60kg wagi, tłuszcz ok. 20%. Na zdjęciach na początku tekstu to jestem również ja – w trakcie mojego powrotu do wagi ciężkiej w 2013, później widać już przemiany, które zaszły w moim ciele po 2014. W życiu zawodowym jestem radcą prawnym, w życiu prywatnym, odkryłam pasje – bodybuilding! Z Elizą znamy się od liceum, była, jest i będzie zawsze częścią mojej drogi, kimś, kto widział moją walkę z sama sobą, życiem i jego niesamowitymi zwrotami akcji, przyjaciółką, na której szczere słowo mogłam zawsze liczyć!

 

Dodaj komentarz