Swego czasu chodziły mi po głowie myśli, że w coachingu prawie nie ma miejsca na emocje… że efektywna praca z klientem opiera się na twardym – takim narzędziowym – wzmacnianiu kompetencji, nabywaniu umiejętności, organizacji „tego, czy tamtego” – wedle potrzeb, na porządkowaniu, układaniu, budowaniu etc. Tak. To też. Jak najbardziej!
ALE…
Całe szczęście myśli te poszły w siną dal. Wraz z nabywanym doświadczeniem, ciągłą edukacją (tą psychologiczną zwłaszcza) i ogromem autorefleksji, pojawiło się u mnie piękne i wzmacniające przekonanie, ze coaching tworzy genialną więź miedzy coachem a klientem, która daje naprawdę sporo miejsca do pokazania emocji, czy też swobodnego mówienia o nich. Taką właśnie przestrzeń oferuję swoim klientom coachingowym. Przestrzeń obudowaną takimi wartościami jak akceptacja, zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa.
Chcę, by człowiek, z którym pracuję był w pełni sobą. By czuł się bezpiecznie, pewnie, naturalnie. Gdyż dzięki temu będzie autentyczny, a jego proces dochodzenia do celu – efektywny.
I jeszcze jedno. Nie toleruję ściemy. Gry aktorskiej. Nie wchodzę w relacje coachingowe oparte na byle jakiej intencji, tudzież jej kompletnym braku. Jeśli czuję, że „coś” nie ma sensu – po prostu odmawiam. Dlaczego? Bo jako coach daje z siebie 100% możliwości, w tym pełne zaangażowanie, uważność i olbrzymie pokłady dobrej energii.